Figura Gestaltystki (cz.1)

Oho, figura!; ucieszą się niektórzy czytelnicy myśląc, że nadszedł czas na podanie wymiarów terapeutki a potem będzie można je komentować i zastanawiać się, na ile obwód w talii wpływa na skuteczność terapii. Albo może mniej w stylu „cosmo”, ucieszą się ci, którzy po przeczytaniu rozważań o leczeniu duszy mają nadzieję na artykuł o leczeniu ciała i pracy z ciałem. A ci, którzy trochę już czytali o Gestalcie pomyślą, że może chodzić o figurę i tło, pojęcia właściwe temu nurtowi.

Nie rozstrzygajmy na razie, kto trafi w sedno, a kto nie. Na tę chwilę moim celem jest przybliżenie czytelnikom, kim jest psychoterapeuta Gestalt. A ponieważ sama się takim mienię, przedstawię Wam subiektywną figurę Gestaltystki – widzianą moimi oczyma. Zanim skupię się na formalnej stronie bycia terapeutką Gestalt i opowiem o tym, co wolno, a czego nie wolno terapeucie, chcę Was wprowadzić w klimat gabinetu i sesji prowadzonych tą metodą.

Kluczowym pojęciem dla psychoterapeuty Gestalt jest „kontakt” – budowanie relacji i więzi z klientem. Gestaltystka wierzy, że to właśnie na więzi i kontakcie opiera się proces leczenia. Pisząc o relacji mam na myśli głównie to, że w gabinecie terapeuta jest autentyczny – między nim a klientem trwa proces akcji – reakcji, w którym terapeuta zawsze myśli to, co mówi. Dlaczego ma to znaczenie? Gabinet to mikrokosmos, który odzwierciedla świat klienta i w gabinecie klient tworzy relację z terapeutą w taki sposób, w jaki tworzy ją w świecie. Reagując prawdziwie na to, co wnosi klient, terapeuta pomaga mu odczuć i zrozumieć, jaki jest w relacjach z innymi. Gabinet to też miejsce, w którym klient może prawdziwie i bez obaw o konsekwencje dla swoich spraw poza gabinetem, reagować wobec terapeuty. Może wyrazić uczucia, które w nim się pojawiają i potem omówić z terapeutą skąd się biorą, czemu służą konkretne reakcje i jakie informacje niosą ze sobą.

A co z osławioną analizą? Gestaltystka będzie analizować słowa i mowę ciała klienta, bo czerpie wiedzę z teorii psychoanalizy i psychologii. Od czasu do czasu pozwoli sobie na interpretację tego, co się dzieje w gabinecie. Ale przede wszystkim będzie zachęcać klienta do samodzielnej analizy i interpretacji. Jak to? Czy interpretacja nie jest zadaniem psychoterapeuty? I tak, i nie. Tak: interpretacja podana przez terapeutę może być dla klienta pomocna, może mu pokazać nowy sposób patrzenia na daną sytuację. I nie: zinterpretować dane zdarzenie w sposób właściwy dla siebie i niezależnie od wpływu innych może tylko klient. Ogromnie ważny jest tutaj kontekst i sposób postrzegania świata przez klienta a terapeuta wnosi przecież do relacji swoje własne przeżycia, odczucia, wspomnienia, etc.. więc trudno żeby nie wpływały one na klienta. A czy często nie jest tak, że przychodzimy do gabinetu po pomoc, bo już sami nie wiemy, kim jesteśmy i zaczyna nas męczyć, że dajemy całemu światu „wejść sobie na głowę?”. Własna interpretacja uczy mówić swoim głosem i przyzwyczaja klienta do myśli, że jedynym ekspertem od jego życia jest on sam.

Wspomniałam przed chwilą o odczuciach terapeuty. Zanim Gestaltystka pomyśli i zanalizuje, zauważa, jakie uczucia budzi w niej to, co wnosi klient. I dzieli się tym z klientem. Czy to jakieś odwrócenie ról? W żadnym razie! Sfera uczuć jest na co dzień często pomijana, skupiamy się na tym, co racjonalne a wrażenia, odczucia, intuicję ignorujemy. Nie ma czasu na przeżywanie. A emocje są integralną częścią nas, równie ważną jak umysł czy ciało. Nawykowe ignorowanie emocji sprawia, że po pewnym czasie przestajemy w ogóle czuć. Z uśmiechem opowiadamy o złości; ze spokojem o krzywdzie i cierpieniu; beznamiętnie o radości. Gestaltystka ujawnia klientowi swoje emocje żeby przypomnieć mu o ich istnieniu u klienta, zachęcić do zatrzymania się i sprawdzenia swojego wnętrza. W gabinecie klient ma okazję na nowo nauczyć się dostrzegania i szanowania swoich emocji i postepowania w zgodzie z nimi.  Hmmm, pewnie kilku czytelników właśnie straciło chęć na terapię Gestalt… „gadanie o uczuciach? to nie dla mnie, ja potrzebuję wszystko zrozumieć”. W terapii Gestalt jedno wspiera drugie – zrozumienie, poszerzenie świadomości to nadrzędny cel psychoterapii. A dzięki włączeniu w swój repertuar poznawczy również uczuć i pozwoleniu na to żeby informowały nas o świecie, rozumiemy głębiej i zapamiętujemy swoje odkrycia na zawsze. To tak jakby opowiadać komuś, kto nigdy nie jadł pizzy, jak smakuje. Niby można… że tu sos pomidorowy, tam ser, dodatki i jeszcze chrupiący drożdżowy spód. Idę o zakład, że dopiero po spróbowaniu kawałka powie „aaaa, to o to chodziło!” I zapamięta smak na długo. Pełne włączenie zmysłów i uczuć do swojego poznawania świata przynosi zupełnie nową jakość.

Tym samym dochodzimy do bardzo ważnego elementu terapii Gestalt – doświadczania. I tutaj pojawią się obiecane fikołki i poduszki. Pisałam już, że gabinet jest miejscem, w którym można bezpiecznie sprawdzać nowe rozwiązania i wyrażać to, co w świecie poza gabinetem wyrazić trudno. Bywa tak, że męczy nas jakaś niewypowiedziana kwestia. W jakiejś sytuacji nie zareagowaliśmy zgodnie ze swoimi uczuciami i chęciami. Jeśli klient wniesie to do terapii, to jednym z możliwych rozwiązań jest zaproponowanie odegrania tej sytuacji w gabinecie, tym razem z dopisaniem swojego zakończenia. Jeśli klient ma ochotę odegrać dialog z jakąś osobą, to może obsadzić w roli tej osoby rekwizyt, na przykład poduszkę. Kiedy odgrywa sytuację, emocje wracają, niewypowiedziane słowa czy gesty mogą zaistnieć w rzeczywistości a wybrzmiawszy, odejść w przeszłość. Gestaltystka towarzyszy takiemu doświadczeniu i upewnia się, że klient jest bezpieczny i radzi sobie z emocjami. Na razie brzmi tajemniczo i trudno to sobie wyobrazić? Uwierzcie, że działa. Jednak nie proponuję prób w domu, zapraszam do gabinetu! A jeśli ktoś ucieszony nowym odkryciem i pełen energii będzie miał ochotę podczas sesji zrobić fikołka, to na to też jest u Gestaltystki miejsce.

                cdn…

Agata Teixeira de Sousa