Kim jestem, kiedy mnie dostrzegasz.

Po długim czasie twórczej próżni poczułam znowu chęć podzielenia się swoim spojrzeniem na terapię. Inspiracją, jakżeby inaczej, jest dla mnie praca w gabinecie. A praca terapeuty to relacja, kontakt, poznawanie. Więc moja inspiracja płynie z relacji, z ludzi, od ludzi, od Was. Tworząca się w polu terapeutycznym iskra, która nie gaśnie, kiedy zamkną się drzwi a puste fotele zostają same w półmroku pokoju.

Jest dla mnie taki rodzaj wyzwania, w którym łatwo mi popaść w pułapkę fantazji i wyobrażeń, przekonań o kliencie. O Tobie. Kiedy przychodzisz i w miarę, jak opowiadasz, jak rozmawiamy, jak Cię poznaję, orientuję się, że tak wiele nas łączy. Że mamy tak podobne schematy postępowania, pewne wspólne doświadczenia, patrzenie na świat, lubimy ten sam rodzaj herbaty i wzruszamy się na tym jednym jedynym najważniejszym filmie. Tak, bywa tak, że spotykamy się w gabinecie i myślę „bratnia dusza”. I to jest moment, kiedy muszę podwoić czujność. By nie zakładać, że wiem, jak się czujesz. By nie prowadzić Cię w stronę odszukiwania doświadczeń, które sama przeżyłam. By Cię słuchać, bo to jest Twoja historia a nie korzystać z Twojej historii by przypomnieć sobie własną. Koledzy i koleżanki terapeuci już mi podszeptują… by się nie zatopić w symbiozie. Nie zlać w jedno.

A dlaczego miałoby to działać na szkodę?

Przecież symbioza jest potrzebna. Jest kluczowa dla dziecka, by mogło przeżyć. Mama, pierś, ja-dziecko. Cudowne i niezmącone kołysanie się w byciu razem, stan, w którym druga osoba odgaduje moje potrzeby i zaspokaja je zanim zdążę się sfrustrować. Można tak trwać i trwać. Lecz jeśli symbioza trwa zbyt długo, to można się nie wyodrębnić. I wtedy stać się niewidzialnym. Stracić swoją tożsamość na rzecz określania się tylko w odniesieniu do obiektu. Lubię szpinak, jak mamusia i nie lubię jabłek też jak mamusia. Nie muszę mówić innym, czego potrzebuję, bo się domyślą. Nie muszę też innych słuchać, bo wiem, czego im potrzeba. Relacje odbywają się dla mnie na poziomie niewerbalnym, bo tak trudno mi nazywać własne uczucia. I tak najczęściej skupiam się na uczuciach innych a własne ignoruję. Działam w trybie reakcji, bo podjęcie akcji jest dla mnie trudne bez uprzedniej aprobaty. Mam takie przekonanie, że bez drugiej osoby nie poradzę sobie, zginę. Że bycie z drugą osobą oznacza zatarcie granic i bezmierne oddanie.

To już wiecie dlaczego…

Klient przychodzący do gabinetu jest metrykalnie dorosły. Z dojrzałością emocjonalną bywa różnie, często to właśnie ona jest przedmiotem pracy. Ważne by móc tę dojrzałość budować, pozwolić sobie na wyodrębnienie i poznanie: kim jestem? Kim jestem, kiedy ważny jestem tylko JA. Kim jestem, kiedy nikt mi nie mówi, jak mam żyć ani, co czuję czy powinienem czuć. Kim jestem, kiedy druga osoba patrzy na mnie i mnie widzi. Takiego, jakim jestem w tej chwili. Kim jestem, kiedy mogę wejść w kontakt, bez stawiania muru i bez zlewania się w jedno. Kim jestem wobec Ciebie. Lub, jak podkreślali nauczyciele Gestalt: jak jestem. O procesie bycia i stawiania się – następnym razem.

AS

Figura Gestaltystki (cz. 3)

 Kontakt, emocje, praca z ciałem, relacja… a wszystko to musi mieć swoje ramy żeby zapewnić bezpieczeństwo i komfort pracy terapeutycznej obu stronom, i Klientowi, i Gestaltystce. Dzisiaj o ramach właśnie i o tym, co wolno a czego nie wolno terapeucie.

Jak każda podróż czy każdy proces, terapia ma swój początek, rozwija się i kończy. Początek to pierwszy kontakt, jaki klient ma z terapeutą – może to być wejście na jego stronę internetową, rozmowa telefoniczna, wymiana e-maili. I od samego początku terapeutę obowiązuje pełna dyskrecja – cokolwiek zdarzy się w relacji z klientem, nie może być przez terapeutę ujawnione poza gabinetem. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja superwizji, o której za chwilę.

Zaufanie jest podstawą relacji terapeutycznej i w żadnym wypadku nie może zostać przez terapeutę naruszone. Klient oczywiście ma prawo opowiadać komu zechce o swojej terapii i o terapeucie; terapeuta ma obowiązek zachować tylko dla siebie wszelkie informacje dotyczące klienta i jego terapii. Jeszcze zanim spotkają się w gabinecie, klient ma prawo wiedzieć, kim jest terapeuta: jakie ma wykształcenie i doświadczenie, w jakim nurcie pracuje,  jaka jest jego oferta terapeutyczna, jaką szkołę skończył, czy posiada certyfikat, czy się superwizuje. Może być tak, że terapeuta jest w trakcie procesu certyfikacji, oznacza to, że ma potrzebne do prowadzenia terapii kwalifikacje, ale kompletuje jeszcze dokumenty i dopełnia formalności niezbędnych do uzyskania certyfikatu. Terapeuta, który już uzyskał certyfikat jest zobowiązany do systematycznego odnawiania go, dzięki temu klient ma pewność, że organizacje zrzeszające terapeutów i poświadczające wysoki poziom ich kwalifikacji odpowiednimi certyfikatami okresowo weryfikują zdolność terapeutów do wykonywania zawodu.

Obowiązkiem terapeuty, który prowadzi czynną praktykę jest stałe superwizowanie swojej pracy. Superwizowanie to omawianie procesu terapeutycznego i specyficznych problemów z bardziej doświadczonymi kolegami, którzy mają status superwizora. Ma to na celu po pierwsze zapewnienie bezpieczeństwa klientowi i uniknięcie jakichkolwiek, świadomych lub nie, nadużyć ze strony terapeuty a po drugie, ciągłe podnoszenie kwalifikacji przez terapeutę i rozwijanie jego potencjału zawodowego. W trakcie superwizji terapeuta nie musi podawać nazwiska klienta – wystarczy imię, czasami wiek.

 A jak się zaczyna praca w gabinecie? Od przywitania, podania ręki. A dalej? Podczas pierwszego a czasem kliku pierwszych spotkań Klient i Gestaltystka ustalają zasady, na jakich będą pracować. Nazywa się to kontraktem terapeutycznym. W ramach kontraktu ustalane są: obszar pracy, główny problem klienta, aspekty formalne czyli miejsce, czas, częstotliwość i koszt spotkań i wszelkie inne sprawy ważne dla obu stron. Kontrakt można oczywiście w trakcie trwania terapii modyfikować, ale ważne jest żeby nie zaczynać pracy dopóki nie zostanie on omówiony i uznany przez klienta i terapeutę. Pierwsze spotkania  służą też rozpoznaniu, czy klient ma ochotę pracować z danym terapeutą.

Jeśli jest obopólna chęć do pracy i w ramach kontraktu został ustalony jej zakres, to często klient i terapeuta przechodzą na „ty” żeby podkreślić otwartość na siebie nawzajem i partnerstwo w procesie terapeutycznym. Rozpoczyna się pogłębianie relacji i praca na rzecz pomocy klientowi. Bo w procesie terapii to klient jest najważniejszy i jego bezpieczeństwo, i rozwój są dla terapeuty nadrzędne. Terapeuta jest odpowiedzialny za fachowe i zgodne ze swoimi kwalifikacjami oraz kodeksem etycznym prowadzenie terapii, odpowiedzialność za własną pracę i podejmowanie wysiłku we własnej terapii leży po stronie klienta. Gestaltystka nie będzie Klienta do niczego zmuszać, nie będzie za niego myśleć ani działać. To klient podejmuje decyzje dotyczące jego życia i terapii. I tylko klient wie, co jest dla niego najlepsze.

Ponieważ w terapii Gestalt ważne jest włączanie ciała do procesu terapeutycznego, terapeuta powinien omówić z klientem, czy ten zgadza się na dotyk w trakcie sesji, na przykład potrzymanie za rękę lub podparcie pleców. To od klienta będzie zależało, czy zdecyduje się na taką formę pracy z ciałem i terapeuta ma obowiązek zawsze szanować granice i decyzje klienta.

W czasie pierwszego lub kilku pierwszych spotkań Gestaltystka przeprowadzi z Klientem wywiad – będzie pytała o środowisko klienta, sytuację rodzinną, dotychczasowe doświadczenia z podejmowaniem psychoterapii, motywację do pracy i wiele innych spraw, które będą ważne do rozpoznania bieżącej sytuacji klienta i jego rzeczywistości poza gabinetem. Często terapeuta będzie na bieżąco robił notatki żeby zachować ważne informacje przekazywane przez klienta. Do takich notatek ma wgląd tylko terapeuta, zgodnie ze wspomnianą na początku zasadą dyskrecji i tajemnicy zawodowej.

Żeby utrzymać profesjonalny aspekt relacji terapeutycznej, klient i terapeuta nie powinni się spotykać poza gabinetem. Całkowicie niedopuszczalne są bliskie relacje prywatne, również w klika lat po zakończeniu terapii. Ta sama zasada obowiązuje przy wyborze terapeuty – nie może to być nikt z rodziny ani znajomych. Dlaczego jest to ważne? Głownie dlatego żeby zachować bezstronność terapeuty i klienta ani nie pomylić rzeczywistości terapii z rzeczywistością poza gabinetem.

W każdej terapii przychodzi moment, w którym klient uznaje, że nie potrzebuje już cotygodniowych spotkań z terapeutą i jest na tyle silny i zintegrowany, że może iść dalej bez wsparcia terapeuty. Wtedy czas żeby się pożegnać. Zakończenie procesu terapii jest jej ważnym elementem i zazwyczaj przeznacza się na niego kilka sesji. Te sesje nie służą już omawianiu nowych spraw tylko spojrzeniu wstecz na proces terapii, domknięciu ewentualnych niezakończonych wątków i pożegnaniu z terapeutą. Ważne żeby proces kończenia terapii przejść świadomie i rzeczywiście poczuć, że się dopełnia. A co potem? Klient idzie dalej swoją drogą bogatszy o doświadczenie terapii i zaopatrzony w nowe umiejętności, dzięki którym może w pełni się realizować. Terapeuta w jego miejsce przyjmuje innego klienta i cykl rozpoczyna się od nowa.

Teraz wiecie nieco więcej o tym, kim jest i jak pracuje psychoterapeuta Gestalt. Zawiera z klientem kontrakt, zawsze zachowuje dyskrecję, zbiera wywiad. W pracy bazuje na budowaniu relacji z klientem, proponuje doświadczanie i pracę z ciałem. W każdej sytuacji dąży do umożliwienia klientowi rozwoju i poszerzenia świadomości.

Na koniec została nam do rozwiązania jeszcze jedna kwestia – dlaczego figura Gestaltystki? Słowo „Gestalt” oznacza po niemiecku właśnie figurę, postać. W terapii Gestalt rozumiemy tę figurę jako to, co aktualnie jest najbardziej obecne w naszej świadomości, i dla czego inne odczucia, myśli, sprawy stają się tłem. Proces powstawania i rozpadania się figur towarzyszy nam cały czas. Kiedy piszę ten artykuł to on jest moją figurą, Gestaltem a szumiący w kuchni czajnik jedynie tłem. Za moment zrobię sobie herbatę i to parujący kubek zajmie moją świadomość a inne sprawy zejdą do tła. A o tym, dlaczego jest ważne żeby figury powstawały i rozpadały się płynnie i bez przeszkód przeczytacie w jednym z kolejnych artykułów.

Jeśli macie ochotę podyskutować lub o coś zapytać, to zachęcam do komentowania lub wysłania e-maila bezpośrednio do Gestaltystki.

 Agata Teixeira de Sousa

Figura Gestaltystki (cz.2)

Miło mi, że znowu się spotykamy.

Z poprzedniego artykułu pamiętasz pewnie, drogi Czytelniku, kilka ważnych dla pracy Gestaltystki motywów – kontakt, relację, emocje, doświadczanie. Może pamiętasz też, że terapia służy poszerzeniu świadomości a klient jest jedynym ekspertem od swojego życia. To ruszajmy dalej, w podróż po figurze Gestaltystki.

Ostatnim przystankiem było doświadczanie. Podzielę się tutaj pewnym wglądem z mojej własnej terapii – że doświadczania, przeżywania nie warto odkładać na później. Miałam taki pomysł, że w gabinecie, z moją terapeutką, zajmę się sprawą, która parę dni wcześniej bardzo mnie poruszyła. I co? Emocje nie wróciły, przeżycia nie udało się odtworzyć. A co się udało? Doświadczyć frustracji i przekonać się o tym, że życie odkładane „na inną okazję” po prostu ucieka, rozpływa się. Po tym doświadczeniu przyszła też refleksja o tym, jak ważne jest być w „tu i teraz”. Niby rozumiemy, że jesteśmy w teraźniejszości i już; że przeszłość nie wróci a przyszłość nadejdzie w swoim czasie. A jednak spędzamy dużo czasu błądząc myślami w jednym lub w drugim i niejako przegapiamy to, co się na bieżąco z nami i wokół nas dzieje. Uważność na bieżącą chwilę jest ważną umiejętnością, często musimy się jej uczyć w gabinecie od początku. Terapeuta będzie przypominał o byciu „tu i teraz” i zachęcał do refleksji nad swoim obecnym stanem, odczuwania żywych w danym momencie emocji. Również kiedy klient przywoła w gabinecie sytuację z przeszłości, terapeuta może się zadać pytanie, jakie tamta sytuacja ma znaczenie w chwili obecnej. Nasze dzieciństwa obfitują w przeżycia, które zapamiętaliśmy jako straszne, krzywdzące; pamiętamy przez lata, że mama nie pochwaliła nas wystarczająco po przedszkolnym przedstawieniu  a tato przez pomyłkę wyrzucił ukochanego pluszaka. Możemy pielęgnować w sobie te przeżycia, ale możemy też się zastanowić, na ile mają rzeczywisty wpływ na nasze obecne życie. W myśl tego, co pisał Jean-Paul Sartre: „Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to, co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono.” Jako dorośli mamy możliwość zintegrowania przeżyć z dzieciństwa i nadania im nowego znaczenia, z perspektywy „tu i teraz”.

Wrócę jeszcze do emocji a w szczególności do ich źródła. Do jakiego źródła? Do ciała. Emocje rodzą się w ciele, powstają z ruchu, z naszej energii. Nie można emocji przeżywać „bezcieleśnie” – jeśli upieramy się, że tak, to znaczy, że mówimy o myślach a nie o emocjach. Jeśli krzykniemy ze strachu, to poczujemy, że zadrapało nas w gardle, serce zabiło szybciej, być może oblała nas fala gorąca/zimna, zatrzęsły nam się ręce, itd… To wszystko odczucia płynące z ciała. Jako dzieci odbieramy rzeczywistość właśnie ciałem, zmysłami. Maluch, który zaczyna poznawać świat chce wszystko brać do rączek, wkładać do buzi, uderzać przedmiotem o ziemię, jednym o drugi. Na tym etapie życia nasza energia i emocje krążą swobodnie w ciele. Może i Wy znacie sprzeciw dziecka wyrażony napięciem mięśni, wyginaniem się w tył, wykręcaniem, odpychaniem. A może znacie również sytuację, w której dziecko jest głęboko zrelaksowane lub śpi i zupełnie „puszcza” wszystkie mięśnie, całym ciężarem poddaje się grawitacji a jego ciało jest miękkie całkowicie rozluźnione. To etap, kiedy nie ma jeszcze myślenia i cenzury swoich zachowań, ograniczania przepływu energii w ciele. Dopiero wraz z dorastaniem uczymy się podporządkowywać ciało władzy umysłu i norm społecznych a często zmuszamy się do zaniedbywania swojego ciała i odcinania od płynących z niego wrażeń. Gestaltystka wie, jak ważne jest zwrócenie uwagi klienta na jego ciało, zachęcenie do odbierania wrażeń płynących z ciała. Dlatego w gabinecie może prosić klienta żeby na przykład pogłębił ruch, który towarzyszy jakiemuś zdaniu lub skupił się na swoim oddechu. Może być też tak, że dopiero w gabinecie klient zorientuje się, że w ogóle odczuwa cokolwiek w ciele. Lata blokowania energii i ograniczania swoich naturalnych ruchów mogą skutkować zupełnym odcięciem się od ciała jako części nas samych i zaledwie „używaniem go” na co dzień. Bywa też tak, że zaniedbywane latami wewnętrzne konflikty i zbolałe od ciągłego napinania się mięśnie, dają znać o sobie w postaci choroby. Pewnie znacie z własnego doświadczenia lub ze słyszenia historie chorób, których żaden lekarz nie potrafił całkowicie wyleczyć – bóle mięśni, żołądka, głowy, nudności, itp… Mogą to być objawy wypartego cierpienia psychicznego, które wyleczyć można w procesie psychoterapii. Nie twierdzę, że psychoterapią można zastąpić medycynę. Ale głęboko wierzę w to, że zajmując się sobą i przyczyną bólu, dla którego nie ma wytłumaczenia medycznego możemy znacznie poprawić jakość życia i świadomie dbać o siebie. Dalsze rozważania o roli pracy z ciałem zostawię na osobny artykuł.

Dzisiaj opowiedziałam o roli uważności na „tu i teraz”, o emocjach i o ciele. Aspekty formalne i powinności oraz prawa terapeuty następnym razem. Nie mogłam sobie odmówić pisania o tym, co w tym momencie było dla mnie ważne.

cdn…

Agata Teixeira de Sousa